Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Pierwsze wino | First wine

22:24 Kasia i Przemo 3 Comments Category :

[PL] Ale mamy szczęście, myślimy sobie, patrząc jak kolejne krople tworzą kałuże na chodnikach. Pogoda w drodze do Nagoyi była wymarzona – słońce i bezchmurne niebo. A gdy zatrzymaliśmy się w Nagoyi już pierwszego dnia zaczął lać deszcz i wiać wiatr… a my mogliśmy go obserwować z ciepłego mieszkania, powoli budząc się i popijając poranną kawę.
Nagoya sama w sobie zbytnio nam się nie spodobała, ale kilka dni odpoczynku i wieczorów z Patrice pełnych różnorodnego japońskiego jedzenia wynagrodziły nam nieuroki miasta. I nawet wcisnęła nam na dalszą drogę ryżowe trójkąty i koszyk przekąsek, więc wyjeżdżało z Nagoyi nam się smacznie;).

[EN] We are lucky, we think, when we see rain drops creating puddles on the pavement. Weather on the way to Nagoya was perfect – sunshine and cloudless sky. And just when we stopped in Nagoya on first day heavy rain appeared and became very windy… and we could watch it from warm flat, slowly weaking up and heaving a morning coffee.
Nagoya didn’t have really any interesting things for us, but a few rest days and evenings full of japanese food with Patrice rewarded charmless city. And she even forced us to take rice balls she made with us for our way and basket full of snacks, so leaving nagoya was very tasty;).

IMG_9995

[PL] Pierwszego dnia późnym wieczorem dojechaliśmy na boisko koło jakiegoś budynku, spytaliśmy czy możemy się tam rozbić, ugotowaliśmy obiad i wieczór wyglądałby pewnie tak jak inne, gdyby nie fakt, że skończyła nam się benzyna w naszej butelce do gotowania i Kasia pojechała ją napełnić. Pracownik stacji, pełen ekscytacji, opowiadał koledze o tym jakie to fantastyczne urządzenie ten nasz msr, a potem spytał gdzie śpimy pod namiotem i powiedział, żeby uważać na… niedźwiedzie. Może i nie przejęlibyśmy się tym bardzo, bo w sumie nie spaliśmy w lesie, tylko przy, choć całkiem blisko, ale później przyszedł do nas do namiotu jeszcze jeden pan, żeby powiedzieć o tym, że niedźwiedzie są tu niebezpieczne. Później gdzieś pobiegł, wrócił, później gdzieś pojechał i na koniec wrócił ze zdjęciem swojej córki, która teraz mieszka w stanach, zostawił nam swój adres e-mail, trochę pogadaliśmy i się pożegnaliśmy. Ach, no i nie mówił po angielsku, ale jakoś nawet się zrozumieliśmy. Oczywiście jak przyszło do spania, to każdy dźwięk wydawał nam się być niedźwiedziem, który przyszedł nas zjeść… była tam też obok zagroda ze zwierzętami, które uderzały w wiadra, meczały i wydawały inne niezidentyfikowane dźwięki, ale skąd my mamy wiedzieć które to zwierzęta a które pan niedźwiedź?…
- słyszałaś to?!
- no, jakby jakieś zwierze, które sapie… (z przerażeniem)
…później odkryliśmy, że pani wyszła na spacer z psem, który głośno sapał.
Tak czy inaczej postanowiliśmy o 22.00 przenieśc nasz dom trochę dalej od zagrody, bliżej światła i łazienki, żeby jakby co do niej uciekać :D.

[EN] On first day in the late evening we arrived to some football pitch next to some building, we asked if we could camp there, we cooked a dinner and evening would probably look simillar to the other ones, if not the fact, that fuel in our bottle for cooking was finished and Kasia cycled to fill it up. The guy who was working on that station, full ef excitation was explaining to his collegue about how great thing is this our msr and then he asked where are we camping and he told us to be careful of… bear. Maybe we wouldn’t care that much, as we actually were not sleeping in the forest, just next to it, actually quite close to it, but then another guy came to tell us that bears are dangerous here. Then he runned away, came back, then drived somwehre and at the end he came back with picture of his daughter who lives in US, gave us his e-mail address, we had a chat for a while and said goodbye. Ach, and he spoke no english, but somehow we understood each other. Obviously when it came to sleeping, every sounds seemed to be a bear who came to eat us… there was also a little farm full of animals, which were hitting buckets and making all sort of unidentified sounds, but how could we know which sounds are these animals and which could be a bear?…
- did you hear that?!
- yeah, like some animal which is chuging… (terrified)

…after that we found out, that it was just a lady who went for a walk with her dog, and that dog was just chuging like crazy.. Anyway, about 10pm we decided to move our home a bit away from that farm, closer to light and a toilet, so we can hide inside, just in case :D.

IMG_0008 IMG_0032IMG_0022 IMG_0026

[PL] Kolejny dzień spędziliśmy jadąc wokół pięknego jeziora Biwa, więc wcale nam się nie spieszyło, choć mieliśmy do przejechania 140km do Kyoto, gdzie tym razem czekała na nas Fumi. Dzień był piękny, widoki cudowne, a do Kyoto doczłapaliśmy się koło 21.00. Na dobre zakończenie dnia Fumi zabrała nas do sento, publicznej łaźni…
Od samego początku bycia w Japonii bardzo chciałam iść do onsenu. Od sento różni się tym, że w onsenie woda jest termalna. Więc tym większa radość, że po takiej drodze, lekko umęczeni mogliśmy dokładnie wyszorować się i zrelakować się, zanóżeni po szyję w gorącej wodzie.  Zanim jednak weszliśmy Przemo został dokładnie poinstruowany co ma zrobić krok po kroku ;) bo jak  w większości osobne wejście mają kobiety, osobne panowie. Po przełamaniu małej różnicy kulturowej z radością możemy stwierdzić, że sento – lub onsen - na stałe wpisze się w nasze rowerowanie japońskie.

[EN] Next day we spent cycling around beautiful Biwa lake, so we we were cycling slowly, even if we had 140km to cover to get to Kyoto, where this time Fumi was waiting for us. Day was beautiful, views amazing, and found orselves in Kyoto around 9pm. For a good end of the day Fumi took us to sento, public bath…
From the beginning of our trip in Japan I wanted to visit onsen very much. Difference between onsen and sento is that, in onsen water is thermal. So it was even more amazing, that after such a long way, tired, we had an opportunity to take a proper bath and relax dipped in the hot water. But before we entered Przemo got instructions what he should do step by step ;) as it’s normally here seperated, one part fore mens, one for womans. After breaking little culture difference with happines we can say that, sento – or onsen – will be one of our favorite things during cycling in Japan. We are looking forward to next one already :).

IMG_0036 IMG_0037DSCF9913IMG_0044IMG_0040 IMG_0049

[PL] Kyoto było pierwszym dużym miastem, które nam się naprawdę spodobało w Japonii. Piękne stare budynki, kobiety w kimonach i przyjemny klimat. Dzień w Kyoto minął nam szybko ale jak przyjemnie!

[EN] Kyoto was the first big city which we really liked in Japan. Beautiful old buildings, womens in kimonos and nice city atmospere. Day in Kyoto passed quickly, bat was really nice!

IMG_0063 IMG_0067IMG_0071 IMG_0087IMG_0088 IMG_0099IMG_0092

[PL] Po leniwym powolnym poranku pojechaliśmy dalej :). Przejechaliśmy niecałe 50km, a dzień skończyliśmy w przyjemnym parku gotując pyszne jedzenie i pijąc pierwsze podczas tego wyjazdu wino, co oznacza, że za nami już ponad 1000km w Japonii, a za każdy przejechany 1000 obiecaliśmy kupować sobie w nagrodę wino :P. Wieczór był pogodny i nic nie zapowiadało tego, że przez całą noc nad naszym namiotem przechodzić będzie ulewa, a pioruny będą walić na lewo i prawo. Namiot jednak trzymał się dzielnie, nie poprzeciekał, a rano się rozpogodziło i nawet mogliśmy ten cały bajzel wysuszyć. Za co lubimy Japonię? A chociażby za to, że rozbijamy się nieśmiało w parku, a rano wychodząc z namiotu nikt się na nas nie patrzy krzywo, a pierwsza osoba którą spotykamy, pyta czemu nie przesunęliśmy tych stołów i nie rozbiliśmy się pod dachem, przecież padało?!
Dzisiaj dzień prania, ładowania baterii, pisania notki – jak widać – i tego typu rzeczy więc raczej się dziś na rowerach nie przemęczymy. A jesteśmy w drodze na Sikoku :).

[EN] After slow, lazy morning, we cycled away :). We did just 50km, and our day finished in a nice park cooking lovely food and drinking our first wine on this trip, which means, did we menaged 1000km in Japan already, and we promised ourselves to drink a bottle of wine for every 1000km cycled :P. Evening was nice and nothing looked like that for all night we will have a heavy storm above our tent. But our tent kept strong, wasn’t leaking, and in the morning all came back to be sunny and we were even able to dry all that mess. Do you know why we like Japan? For example, because when we faintly pitch our tent in a park and in the morning unzip our doors, nobody seems to have something against that and first person we meet is asking why we didn’t moved that tables and pitched our tent under the roof as it was raining?!
Today is a day of laundry, charging batteries, writing a posts on blog – as you can see – and that kind of stuff so it’s easy cycling day today. And we are on the way to Sikoku right now :).

DSCF9949

RELATED POSTS

3 comments

  1. Wcześniej już czytałam Waszą notkę, ale dopiero piszę. Super macie pogodę, wygląda na ciepło :) bo u nas powoli robi się zimnawo, rękawiczki i czapki potrzebne. Ciekawa jestem co to za warzywo w zupie zawiązane na kokardkę na pierwszym zdjęciu ? Za każdym razem przy otwarciu Waszego bloga mnie nurtuje. Podziwiamy Waszą kondycję, gratulacje z pierwszego 1000 km. Pozdrawiamy serdecznie i buziaczki :)

    ReplyDelete
  2. To glony mamusiu:) dni sa cieple, kolo 20 stopni, a wieczory i poranki chlodnawe, dzis rano bylo w namiocie 10 stopni. Przygotowujemy sie powoli na zime w Korei, kupilismy sobie polarowe spodnie :P

    ReplyDelete
  3. Jeju ale pojadłabym to jedzenie tam :)

    ReplyDelete